Z racji na to, że nie jestem etykiem, a jeszcze bardziej staram się stronić od taniego moralizowania, pozwolę sobie raczej na spisanie paru refleksji dotyczących postartystycznej samoorganizacji. Oparte są one na wieloletniej praktyce (współ)działania na pograniczu artystycznych wieloświatów, zarówno w obrębie artystycznych instytucji, jak i poza nimi – w patainstytucjonalnym żywiole oddolnych uniwersytetów, związków, konsorcjów, forów, kolektywów czy innych mniej lub bardziej efemerycznych sieci, inicjatyw albo projektów.